piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 17

Płakałam strasznie, w końcu ta wiadomość nie była wspaniała. Nie rozumiem czemu byłam tak naiwna i głupia, że weszłam do tego samochodu.  Ale wracając, do sali wszedł nie kto inny niż Justin. Tylko niego mi tutaj brakowało. Już mam dość tego wszystkiego, a to że on tu przyszedł wcale mi nie pomaga. Spojrzał na mnie smutny czyli zakładam, że wie co się stało, że poroniłam.
- Cześć - powiedział siadając koło mnie, a ja się rozpłakałam jeszcze bardziej. Teraz najlepiej dla mnie było by gdyby on stąd wyszedł. - Spokojnie - pogłaskał mnie delikatnie po ręce i lekko ją pocałował. Szybko wyrwałam ją z jego ucisku.
- Zostaw mnie - powiedziałam szeptem i skryłam twarz pod swoimi włosami.
- Będzie dobrze - podniosłam głowę do góry
- Będzie dobrze? Będzie dobrze?!!!! Człowieku ty rozumiesz że zabiłam własne dziecko!
- Nie zabiłaś go. To nie twoja wina że jakiś idiota nie umie zapanować nad kierownicą. Najważniejsze że tobie się nic nie stało.
- Wolałabym życie oddać za własne dziecko. I to jest tylko i wyłącznie moja wina bo wsiadłam do tego samochodu.
- Nie obwiniaj siebie, to ja powinienem cię zatrzymać. - zapadła cisza. Co on sobie myśli przyjdzie do szpitala udaje że mu na mnie zależy i wszystko będzie ok ? Nie. Właśnie że nie. - Ciesz się że żyjesz mogło być gorzej.
- Widzę że się w ogóle nie przejąłeś, że właśnie straciłam dziecko i na dodatek TWOJE dziecko.
- Co ?? Myślisz że w ogóle się tym nie przejąłem. Mnie też to boli. - ta jasne - Przepraszam cię. Przepraszam cię za to, że przeze mnie tyle cierpisz. Zrozum mnie że tamtej nocy byłem naćpany i nie wiedziałem co robię. Nie umiałem nad tym zapanować.
- Mam dość słuchania jak kłamiesz wyjdź stąd - odwróciłam głowę w drugą stronę
- Ale..
- Wyjdź stąd! - przerwałam mu. Bieber nie miał siły się ze mną sprzeczać więc spełnił moje życzenie i wyszedł z sali w której leżałam. On tego nie rozumie co to jest stracić własne dziecko i na dodatek w Boże Narodzenie. Z zamyśleń wyrwał mnie głos lekarza.
- Tak? - spojrzałam pytająco
- Pewnie chce pani spędzić święta ze swoją rodziną, więc może pani już się wypisać ze szpitala. Pani stan jest w normie jest pani tylko potłuczona. Pielęgniarki będą panią codziennie odwiedzać.
- Dobrze dziękuję - pielęgniarki odczepiły od mojego ciała te różne kabelki.i wyszły. Wstałam z łóżka i również opuściłam pomieszczenie.Przy drzwiach stał Justin, gdy widział że idę w stronę wyjścia podbiegł i dorównał mi kroku.
- Czekaj!
- Czego chcesz? - zatrzymałam się przy wyjściu
- Twoi rodzice kazali mi cię wziąć bo nie dali rady przyjechać.
-  Już ci uwierzę ..
- Jak nie wierzysz to masz - podał mi swój telefon - zadzwoń do nich
- Dobra wierzę
- Nie gniewaj się - popatrzyłam na niego pytająco - zacznijmy od początku proszę cię dziś Boże Narodzenie Meg proszę
- Nie wiem. Jedź muszę być wcześnie w domu. - jak powiedziałam tak zrobił. Po 20 minutach byłam już przy drzwiach swojego domu. Justin czekał w aucie i patrzył czy wchodzę do domu. Niestety dom był zamknięty od środka, więc zadzwoniłam do drzwi, które po chwili otworzył mój tata.
- Cześ tato - uściskałam go mocno.
- Hej córciu. To Justin jest w tym aucie?
- Tak, a co?
- Może zechciałby zostać u nas chociażby przez chwilkę.
- Tatoo, nie proszę cię
- Zawołaj go tutaj - powiedział na co ja z niechęcią ruszyłam się z miejsca i podeszłam do auta i zapukałam w szybę ze strony kierowcy, która po chwili odsunęła się.
- Tak? - popatrzył się na mnie tymi pięknymi brązowymi oczami. Jejuu czemu on musi być taki idealny. Chwila co? Idealny? Przecież to jest osoba której tak bardzo nienawidzę i powinnam sobie coś zrobić za to że tak pomyślałam. Ale wracając...
- Mój tata woła cię abyś został chociażby na chwilkę jeżeli nie masz nic przeciwko - powiedziałam od niechcenia.
- Nie no spoko - Justin wyszedł z pojazdu i szedł z mną do mojego domu. Weszliśmy do środka, a tata już od samego progu przywitał Justina.
- Witaj synu, bardzo ci dziękuję za to że tak zadbałeś o moją córkę. Wiele dla naszej rodziny robisz i za to jeszcze raz dzięki.
- Nie ma sprawy drobiazg
- Ja ide do siebie - przerwałam tą jakże interesującą rozmowę. Weszłam do pokoju rzuciłam torbę na fotel i położyłam się skulona na łóżku, a po moim policzku spływały pojedyncze łzy. Nie wierze że straciłam własne dziecko, którego nawet jeszcze nie znałam i nie mogłam zobaczyć. Wszystko przez to że wsiadłam do samochodu. Z zamyśleń wyrwał mnie głos pukania do drzwi. Nie zdążyłam odpowiedzieć, a drzwi się otworzyły. Usiadłam i skuliłam nogi. Osoba która tu weszła to Bieber, bo kogo innego mogłam się spodziewać. Zobaczył że płaczę i od razu podbiegł do mnie i przytulił mnie mocno do siebie. Tego mi właśnie było trzeba przytulenie się do kogoś i wypłakać się. Justin gładził ręką moje włosy i plecy.
- Spokojnie wiem co czujesz - pocałował mnie w czoło i przytulił jeszcze mocniej.
- Dziękuję, ale jednego nie rozumiem
- Czego nie rozumiesz? - podniosłam się i otarłam oczy.
- Czemu jesteś dla mnie taki miły? - powiedziałam na co ona uśmiechnął się i lekko zaśmiał - Z czego się śmiejesz?
- Nie nic. Ty serio nie wiesz? - pokiwałam głową przecząco - Może dlatego że...
_________________________________________________________________________________
Hej tak wiem rozdział beznadziejny. Przepraszam że nie dotrzymałam obietnicy tylko wiecie szkoła trzeba podciągnąć stopnie i nawet nie mam czasu żeby pisać. No ale postaram się dodawać rozdziały trochę częściej.

BARDZO WAS PRZEPRASZAM

4 komentarze:

  1. o mój bożeee zajebisty rozdział czekam na następny dodaj szybko buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nmg doczekć się kolejnego bo jestem mega ciekawa o co chodzi ^^



    K.C

    Anana

    OdpowiedzUsuń
  3. sdtfyguhj
    no umieram, wspaniały czekam nn i zapraszam do siebie http://believefourbeliebers.blogspot.com/ mam nadzieje ze wpadniesz i zostaniesz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry za kłopot xD
      http://prawda-klamstwo.blogspot.com/ <-- to ten link xD hah

      Usuń